wtorek, 23 lipca 2013

Facet niepełnosprawnej dziewczyny

Nie chcę mu robić siary na mieście jakąś prywatą, więc omijam temat mojego chłopaka. Jednak to on właśnie jest w tym kalekim matkowaniu ojcem rodziny. To, że nie ma on żadnych orzeczeń czyni naszą rodzinę sprawniejszą, ale to chyba tak nie działa. Spytałam go jak podsumowałby 13letni związek z laską, która zaczynała fit, a teraz jest przeciwieństwem tego. On na to, że „Każdy ma jakiś feler”. Dokładnie to samo mogę powiedzieć o nim. Nie jest to idealny koleś, mógłby być lepszy, ale mi wystarczy to, że sprawdza się w roli ojca i nie protestuje będąc świadkiem najciemniejszej dupy mojej choroby. W wieku 21 lat dowiedział się, że jego dwuleni związek wchodzi właśnie w etap pełen wrażeń. Włączając w to wszelkie wrażenia z gatunku tych toaletowych, (jeśli inne esemy wiedzą co mam na myśli.) Zanim dowiedziałam się, że mam sm, to byliśmy dziwną wyalienowaną parą przyjaciół zgrywających samowystarczalną ,dwuosobową mafię. To była nasza młodość. Ona teoretycznie jeszcze trwa, tyle, że teraz jesteśmy rodzicami i ja mam ubytki w mózgu. W ciągu tego czasu razem przegadaliśmy setki godzin o naszym dziecku, które w gówniarskich rozmowach miało nosić imię Kurt-Trent (zgadnijcie dlaczego :])Nie byliśmy świadomi choroby, która powoli się rozwijała i obojgu nam nieźle nosa przytarła już na wstępie. Koleś nie zwiał, wbrew opinii rodziny. Może fuks, może druga połówka, a może ma w tym jakiś interes? Może to jakiś nowy powiew artyzmu w naszym kraju? Nie ważne, ważne, że jest fun i to bez patologii. Uważam, że jest to rzecz skrajna, że koleś może wybrać do rozmnożenia kobietę, która ,nie oszukujmy się nie jest Sashą G. (aktorką porno, której potrójny kunszt przeniknął do wyższej kultury). Może nie ma w czym wybierać? Ten problem pozostawiam jednak do oceny przyszłym pokoleniom. Każdy orze jak może w każdym razie  Użyłam słowa „problem”? . Ostatnio o ucho mi się obiło niechcący na znanym deptaku w Zakop: „Zobacz jak to dziwnie wygląda” i palec na mnie. Tak bardzo chciałabym być anonimowa. Nie zwracać uwagi zwykłym spacerem z dzieckiem. Takich komentarzy nie słyszę często. Myślę sobie, że taki ten kraj nie rozwinięty i myślący stereotypowo i przecież ja tylko nie mogę chodzić. A może aż. Chodzenie to przecież symbol niemalże. Ciekawe, czy ten ktoś poszedł szerzej w tych dociekaniach i pomyślał o głębszych aspektach tego, że mam przed inwalidzkim dziecięcy, czy poprzestał na zdziwieniu niecodziennym widokiem. Gdyby widział jak wyglądał w chwili, gdy… wiecie… Dewiacja to może za dużo powiedziane, ale coś w tym jest, bo niepełnosprawna laska to nie jest materiał na kobietę życia, chyba, że samemu też ma się orzeczenie mocniejsze , niż lekkie. Tak więc facet niepełnosprawnej z powodu sm nie ma lekko, i lepiej, żeby był odporny na stereotypy. To jedna z niewielu osób, która traktuje mnie równo i twierdzi wręcz, że wykorzystuję swoją sytuację, ale chyba nie o tym jest ten blog:) To był dla mnie ciekawy post, bo dotyczył 25-100% osób, które widuję codziennie. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że u nas jest coś na dokładnie przeciwnym biegunie do tego, co obecnie się dzieje u Rodziny Królewskiej (moja m. znów włączyła tv) Clou jest takie, że nie ma co idalizować, bo nie takie dziwy chodzą po tym świecie. Dziwnie jest mi jak słyszę jak kumpela Borewicza mówi: "Każdy...byleby nie był kaleką" Ludzie tego słuchają i gdzieś im się takie smaczki odkładają. I co głupia telewizja może widzieć o wartości kaleki? A oczy mi wyszły, gdy Borewicz odkrył mordercę -esema na wózku, zdanego tylko na łaskę żony i ukazanego jako chorego psychola, któremu "się plącze". Przestaję się dziwić, że ktoś mi współczuje. Większość osób wiedzę o tej chorobie czerpie wyłącznie z telewizji i różnych mediów. A mój chłopak ma to podwiezione na wózku i razem ze mną śmieje się z takich przekazów. Ja jeszcze ubolewam nad ich katastrofalnymi skutkami, ale na szczęście to jeden z wielu, jak my wszyscy. Chłopak robi swoje, bo dziecko kosztuje. Dla mnie ważni są też przyjaciele, którzy poświęcają swój czas, by mi pomóc. W tle Klaudia, która przyjechała tu na tydzień, żeby wymienić moją mamę :)

sobota, 20 lipca 2013

Ja na łańcuchu pokarmowym

W ciągu ostatnich 13 lat zdarło mi się tyle mieliny, że zupełnie straciłam wiarę w to, że uda mi się być kimś więcej, niż tylko pasożytem rodzinnym. Nie jest to zadowalający tryb życia, szczególnie, że w moim pojawił się mały motywator, którego nic nie obchodzi to, że jestem niedowartościowaną niepełnosprawną bez perspektyw. Czy ktoś taki jak ja, jest w stanie przeskoczyć choć o jedno ogniwo łańcucha pokarmowego? Pomóc może mi projekt unijny "Przeciwdziałanie wykluczeniu cyfrowemu". Nazwa brzmi logicznie. System wie, że jest mi trudniej się dorobić się laptopa. Bez niego zdana bym była na opinie i działania innych, niekoniecznie przygotowanych do tematu. Dla Was to nie znaczy wiele, a dla mnie to „być lub nie”. Na szczęście podzielam los milionów, więc system zaopatrzy mnie w komputer, internet i dwudniowe szkolenie.. Może dowiem się czegoś jeszcze mi nie znanego i okaże się to skuteczne w walce z moim wykluczeniem? Chyba na niej właśnie mi zależy. Co takiego spycha mnie na meandry społeczeństwa? Zadaję sobie to pytanie od lat i szukanie odpowiedzi było dla mnie jedyną rozrywką. Z dzisiejszą wiedzą na ten temat cwaniacko mówię, że to ja sama się spycham. Już minęły czasy, gdy kalectwo było społecznie piętnowane i wszyscy byli zadowoleni z tego powodu . Kiedyś, gdy gazeta pisała coś o niepełnosprawnym, to nigdy nie przedstawiała go choćby imieniem, potem dodawano etykietkę, a dziś media kreują pozytywne wzorce niepełnosprawności. A wszystko w niecałe 20lat. Żyję w systemie, który jako pierwszy chce widzieć niepełnosprawnych jako pożyteczną część całości. Wcześniej różnie z tym bywało i pewnie gdzieś jeszcze tkwi ten separacyjny model ostatecznych rozwiązań na to, jak poradzić sobie z tymi, którzy sobie nie radzą. Tkwi niewątpliwie w mojej głowie, jeśli przez tyle lat czułam, że spadam coraz bardziej w dół. Aż do uczucia, że życie jest gdzieś daleko daleko, albo nawet dalej. Kolejna rzecz, która mnie wyklucza, to budownictwo. Nie jestem typem reformatora i wolę siedzieć w domu, niż korzystać z wachlarza usług, z których mogą korzystać prawie wszyscy. Tu, w Zakopanem odczuwam to jakby bardziej. Cała przestrzeń tego miasta krzyczy do mnie „Won stąd!”. Niestety muszę jeszcze trochę tu wytrzymać, bo u mnie trwa jeszcze zakładanie mebli. Jak wrócę, to obiecuję sobie wyjść gdzieś i uspołecznić się nieco na żywo. Zbyt mało jest w moim życiu tępej rozrywki, która nastawiłaby mnie trochę pozytywniej. Chyba każda kobieta po 10 miesiącach matkowania może powiedzieć, że nuda i rutyna robią swoje. Moje 24 godziny to przebywanie nie tylko z moim dzieckiem, ale również z moją matką. To drugie jest niepotrzebnym bonusem spowodowanym przez mój totalny brak zasobów energetycznych. Koniec końców jednak mam prawie 30 i temat wspólnego mieszkania z rodzicami wolałabym mieć za sobą. To jest jeden z wielu kompromisów, które muszę nie raz podejmować. Ma to miejsce najczęściej wtedy, gdy chcę postawić kolejny jakiś życiowy krok. Właśnie dlatego nie jestem w łańcuchu, lecz na łańcuchu. Nie ma w tym jednak nic smutnego, czy wzniosłego. Dla mnie to rodzaj hipstestwa i nietypowej drogi, którą zawsze lubiłam. W górach się nie sra :)