sobota, 24 sierpnia 2013

Walka z fotela

Ona wygląda na martwą. Jest fioletowa, nieruchoma, obca. Nie żyje. Patrzę na nią i wiem, że dziś nie zrobiła ani jednego kroku na przód, ani w tył, po schodach, górach, chodniku, piasku, trawie, kamieniach. To moja stopa. Właśnie moja, więc ja też jestem niemal martwa. Najbardziej dokucza mi myśl, że ten kto mnie pożąda jest nekrofilem. On nie wygląda na takiego. Ma dobre okrągłe oczy i przypadkową stylówę. Wygląda na zwykłego buca, cwaniaka- warszawiaka. Nikt by nie ogarnął, że posuwa trupa. Takie czasy widać

Taka głupia wstawka przyszła mi do głowy, gdy liżę rany po kolejnej przypominajce mojej choroby. Rozmyślam sobie o walecznych z mojej rodziny. Syna widzę jako blondasa rozpieszczonego przez kobiety. Taka jest moja urealniona matczyna wizja. Tak naprawdę chodzi mi o to, by był szczęśliwy i spełniony. Ważne, by umieć powalczyć o siebie. W naszej rodzinie zaobserwuje różne formy walki takiej. Moje specyficzne problemy zwracają uwagę na to, co ważne.(ważny jest komfort życia, ale zaczynając od komfortowego srania i sikania) Dopiero, gdy tracę sprawność dostrzegam to.

Póki co prześladują mnie niekomfortowe sytuacje. Muszę mieszkać z mamą tak, jak kiedyś choć mam już prawie 30 lat. Choć wyglądamy na kochającą się, spokojną rodzinę, ta nienaturalna sytuacja ma swoje konsekwencje. Czasem mam dość. Przeżywam jednak każdy dzień, bo zawsze jest to kolejny dzień z nim. Nie żebym miała jakąś misję, ale kocham patrzeć jak się rozwija i dostrzega świat. Kocham też brać w tym udział, Ciągle jednak przypomina mi o sobie ta straszna choroba, która w parę tygodni sprowadza mnie na ziemię. Teraz ja stałam się ciężarem i kłodą u czyichś nóg. Nie radzę sobie z tym wcale.On płacze w kojcu i nie rozumie, że nie jestem w stanie mu pomóc. Muszę czekać na mamę, która jest zbawieniem i utrapieniem jednocześnie. Gdyby nie jego uśmiech i radość życia ja nie miałabym ich wcale.

Może trzeba wziąć się po prostu do walki i myśleć krótszymi celami. Mięśnie brzucha. Choć niepozorne, to potrzebne do wielu rzeczy. Teraz jestem w dupie. Siedzę z pieluchą. Nie jestem w stanie ustać nawet „na czworaka”.Najsilniejsze co miałam- ręce, teraz są kruchymi patykami bez energii. Czy musi tak być? To jest demotywujące. Niewiele wydarzeń takich długoterminowych dzieje się w moim życiu, chyba, że to jedno, mianowicie ŻYCIE RODZINNE i role społeczne, w jakie się wcielam. Jako członkini grupy całkiem niedawno wyemancypowanej. Na bank ja mam stare nawyki, albo moi starzy je mieli, bo czasem trudno mi utożsamić się z tymi rolami. Widuję głównie członków ekipy ludzi, którzy dają mi komfort życia, oferując mi za darmo szereg usług życiotwórczych. Kto jest zdolny do takich czynów w dzisiejszych czasach? No właśnie. Rodzina. Ale o tym kiedyś napiszę. Walka- ujmijmy z niej trochę patosu, bo walka ta toczy się ze starego fotela. Walka o mięśnie brzucha. Walka na którą totalnie nie mam siły. Ale nie chcę zdychać z myślą, że mogłam coś zdziałać, choćby nawet na tym fotelu.

...Parę wygibasów, kilka rundek pod górkę i znów mam siłę, by schylić się i pocałować dziecko :) Czego mi więcej trzeba? Mięśni.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Plastelina na kaloryferze

Nie wiem czy wiecie, że nie ma nic gorszego, niż upał dla esemowca. Legenda głosi, że dawniej diagnozowano ludzi wkładając ich do gorącej wody. Wtedy wszystko jest jasne. I powolne jak cholera. Czuję się wtedy jak plastelina na ciepłym kaloryferze. Gdy temperatura powietrza dochodzi do 30 lepiej schronić się w przyjaznych oparach klimatyzacji i nie wychylać nosa poza jej zasięg. W zeszłym roku moje upały umilał wielki brzuch. Ten sezon należy do jeszcze bardziej niepełnosprawnych atrakcji. Próbuję sobie przypomnieć, czy zawsze tak było, że z roku na rok czułam się coraz gorzej, jak w czasie ostatnich dni. Nie ma mnie w domu, więc muszę szukać zimnego azylu w Zakopanem. Na kilka dni wpadłam do Warszawy, żeby uczestniczyć w kursie obsługi komputera. Finałem będzie otrzymanie tegoż właśnie cacka. System zaopatrzy mnie w wiedzę niezbędną do wzięcia się do roboty. Czy mi się uda? Miłym zaskoczeniem jest darmowy serwis i to przez 5 lat. Zobaczymy jak wyjdzie to w praktyce. Całym sercem zamierzam poddać się temu, gdy tylko poczuję się lepiej. Na razie ponoszę smutne konsekwencje mojego desperackiego kroku na przód. Dziś widzę, że zrobiłam przy okazji jeszcze ze dwa w tył. No ale przecież żyję, próbuję, staram się oderwać nogę od ziemi. Co to za dziwna choroba, która niszczy całą mnie. Wolę nie myśleć, że to cena za Tadka. Przecież nawet gdy go nie było, to czułam się coraz gorzej. Coraz bardziej dokuczały mi upały. Teraz czekam, aż mama pomoże mi się wykąpać. Czekam już z dwie godziny i płaczę po kryjomu. Wiem, że ona i tak ma mnóstwo pracy, a ja sama niewiele mogę zrobić, pomóc czy coś .Wiem, że gdzieś obok są inni, odbijający piłkę, korzystający z życia i wakacji konsumenci. Ja prowadzę życie starej babci, która już prawie jest martwa, już prawie odeszła z tego świata. Moim życiem są ludzie i zwierzęta, którzy mnie otaczają, sprawiając, że to co jest kręci się dalej. System nakręcił mnie do wyobrażenia sobie siebie w różnych rolach społecznych. Gdy jest tak gorąco nie widzę się w żadnej.

środa, 7 sierpnia 2013

Depresja systemu

Żyjemy wszyscy w kraju, w którym co drugi obywatel czuje się urażony przez system. Co piąty człowiek chyba ma ochotę wybierać swojego wójta, burmistrza i innych. Oni dobrze to wiedzą i preparują treści tak, że są atrakcyjne dla starych dziadków, którzy jeszcze chcą słuchać tego kitu o taniej i dostępnej służbie zdrowia.Tylko oni przecież głosują. Problem polega na tym, że system nie wyrabia z chorymi i marudzącymi. Ja na to zwracam uwagę od kiedy zaczęłam upubliczniać swoje treści, które nie wiedzieć dlaczego są kontrowersyjne. Moment, rzecz polega na tym, że dla człowieka otwartego i cywilizowanego nie ma w tym żadnej kontrowersji. Robię to samo, co Wy, ale posiadam odpowiednie papiery na to, że mam prawo by nie zginąć we własnym g. Każdego może spotkać to, co mnie. Człowiekowi niewiele potrzeba do prokreacji, co pewnie też wiecie. Ale wielkich rzeczy musi dokonać, gdy ktoś chce mu zabrać to prawo,choćby nawet głupawym komentarzem. Niepełnosprawność to wielka przeszkoda we wszystkim, ale bez przesady. Dla rodziny jestem ciężarem, fundacje proponują mi wymianę linków, a przedstawiciele handlowi, którzy już mnie lubią, bo jestem taka dzielna, proponują mi zakup wkładek do butów dla mnie i przyjaciół. Sępów wszędzie pełno, nawet jak twierdzą, że jesteś wielki, to i tak chcą twojego portfela. O to w tym wszystkim chodzi i istnieje równość w tej kwestii. Z wykształcenia jestem pismakiem. Wiem, że w necie jest pełno gówna, które niektórzy uznają za wizję wszechświata (np.kupa.pl). Wierzę w to, że niepełnosprawni dysponują kapitałem możliwym do tworzenia imperiów, jak Larry Flynt. On nie bał się kontrowersji i robił swoje. Nie był sfrustrowanym, niepełnosprawnym "kibicem", którego strach urazić, chociaż robi siarę na stadionie. No tak, ale on nie mieszkał w kraju, w którym tylko co piąty chce mieć wpływ na swoje życie, a reszta stoi w kolejce po kebaba i udaje, że niepełnosprawni mają równe prawa. I ja się dziwie, że młodzi dla hecy głosują na Korwina. Coś musi być w tej mowie szaleńca. Po mojej mowie jestem zasypywana kondolencjami. Byłam ostatnio u ginekologa, który okazał się gentelmanem na rumaku i to góralem. Nie tam jakiś bermudowiec (tzw.słoik). Nie wziął ode mnie kasy za wizytę. Pewnie domyślił się, że nie mam już sił na użeranie się z „państwową” służbą zdrowia. Jestem akurat w polskim kac wegas, mieście grzechu porannego pawia na ulicy. W trakcie tak zwanego „sezonu” wyłażę na Krupówki, gdy naprawdę już muszę. Dobrym powodem jest choćby zakup butów, które warto przymierzyć. Dziś czuję, że pół Polski przechadza się na deptaku słynnym nie wiem czemu. Dla każdego inwalidy wyprawa na Krupówki jest niczym innym, niż zdobywanie Giewontu dla „zdrowych”. Gdy jadę „z górki” mój wzrok zatrzymuje się na żebrającym inwalidzie. Zastanawiam się jak użebrać 7 stów na syntezator mowy, bo zostało mi jeszcze100 dni darmowej wersji. Jakoś użebram, ale na pewno nie tak, bez godności, bez sensu i na nielegalu. To jednak temat na oddzielny post. Przez 8 ostatnich lat nie zdarłam żadnej pary butów. Pełnią one funkcję bardziej wizerunkową, niż użytkową. Miny ludzi obserwujących jak przeciskam się przez schody, progi i kocie łby są bezcenne. Pewnie myślą, że musi mi bardzo zależeć, jeśli tam jestem. To prawda, jedyne o czym marzyłam to trafna decyzja konsumencka, nawet w obliczu wszechobecnych schodów. Każde takie wyjście to punkt dla mojej alienacji. Dlatego też uświadamiam sobie społeczny sens uniwersalnego projektowania przestrzeni, w której nie dodaje się niczego „specjalnego”. W przeciwnym razie człowiek czuje się również „specjalnie”. Zadaję sobie pytanie „Czego ja właściwie oczekuję od świata?” Gdyby nagle wszędzie były płaskie chodniki i uniwersalna przestrzeń, to ja też stałabym się taka? Czy przestrzeń publiczna może być odzwierciedleniem tego, że nie radzę sobie w życiu? Zamykam się w betonowym więzieniu i uświadamiam sobie, że nie potrafię korzystać z zasobów tego świata. Choć same w sobie wydają mi się one piękne i możliwe.
Wierzę w to, że niepełnosprawni dysponują wielkim kapitałem