Czas się porehabilitować w Bornem Sulinowie. Jest tu trochę jak na koloniach, ale bardziej surrealistycznie. Ten miesiąc jest tylko dla mnie. To czas na rehabilitację i odpoczynek od przytłaczającej codzienności. Mój stan nie jest zadowalający. Osobiste problemy, stres związany z pracą, zrobiły swoje. Dzięki ćwiczeniom z Maćkiem i Anią udało mi się nadrobić problem słabych pleców i brzucha, więc może nie jestem w totalnej du… . Porównuję jednak swoją kondycję do tej, którą miałam, gdy byłam tu ostatnio. Co robię źle, co mogłabym robić lepiej, by dogonić tego wstrętnego esema? Znajduję siły, by robić cokolwiek, lecz moja wydajność jest o wiele mniejsza, niż parę lat temu. Dziwnie się z tym czuję, mam lekkie wyrzuty sumienia, że robię zbyt mało. Nie dopuszczam możliwości, że mogłabym się poddać. Marudzenie to najgorszy z pomysłów. Ci, co się poddali długo nie marudzą, bo po pewnym czasie mogą robić to już tylko w myślach.
Esem zabiera siły do czegokolwiek, trzepie główkę aż miło. Trzeba działać. Na początek serwuję sobie dawkę wzmacniających zastrzyków. Robię badanie poziomu witaminy d3 - esemki podobno cierpią na niedobory. O dziwo mój wynik jest w normie. Zdrowe odżywianie widać się opłaca. Szkoda, że nie byłam taka mądra na początku tej jazdy. Szkoda, że zajmowałam głowę niepotrzebnymi kwestiami, toksycznymi ludźmi. Pewnie to co jest teraz miało w tym jakieś uwarunkowanie.
Rano mam pół godziny basenu. Ledwo mogę ustać w wodzie, ale po paru dniach jest lepiej. Potem kinezyterapia z rehabilitantką Agnieszką. To bardzo cenne, że ona wierzy, że moje zwichrowane nóżki uda się pobudzić do ruchu. Następnie odbywa się fizykoterapia i różne prądy przechodzą przez moje ciało. Do obiadu jestem już nieźle zmęczona. Bardziej, niż zwykle, bardziej, niż ostatnio. Ból fizyczny i tak słabszy, niż ból istnienia. Czuję, że znalazłam się w nieciekawym etapie tej choroby. Denerwuje mnie brak sił i kontroli nad swoim życiem. W myślach mam jeden cel: basen. Chcę znaleźć jakiś w Warszawie, wygospodarować czas i siłę, by jeździć tam między pracowymi wyprawami. Regularność mnie ocali, wiem to. W domu przecież moje życie składa się z pracy i odpoczynku po pracy. Tylko od mojego chcenia zależy, czy wpadnę w rytm i przezwyciężę ograniczenia.
Niedługo wraca Tadek i Babcia z zakopiańskich, niemal trzymiesięcznych wakacji. On daje mi siłę i motywację, by wytrzymać to wszystko i postarać się zrobić choć pół kroku naprzód. Założyłam bloga, by opisać pełne sensu i radości życie niepełnosprawnej mamy. Widzę to i czuję rzecz jasna. Na tym etapie zrobiła się z tego koszmarna walka o moje przetrwanie w codziennym życiu. Ale cóż, tak jest i już. Może nie mogę brać z niego garściami, ale po kropelce też może być. Może następne będzie łatwiejsze.