wtorek, 29 października 2013

Living dead

W tym roku Halloween będzie wyglądał inaczej, niż zwykle. Spędzam je w Bornem Sulinowie, wraz z kilkudziesięcioma innymi chorymi. Ja widzę żywe trupy w każdym z nas. Jestem w miejscu, do którego zjechały zombie z całej Polski. Sposób chodzenia chorych na sm to żywa śmierć w czystej postaci. Niektórzy z nich czują się urażeni, gdy porównuję ich do tych brzydkich stworów. Jednak ja wyjaśniam, że porównanie to ma pozytywny kształt, trochę nawet kulturowy. Wizerunek i cała otoczka wokół zombie jak ulał pasuje do neurologicznych rozterek naszych nadszarpniętych mózgów. Doświadczam tego od parunastu lat i w gruncie rzeczy czuję się jak truposz. Mózg mój rozpaczliwie poszukuje nowych neuro połączeń, by wykonywać ważne czynności. Walkę tę widać na naszych twarzach, widzimy ją u siebie nawzajem. Wszyscy przyjechaliśmy tu na miesięczną rehabilitację przy chorobie, która nie daje zbyt ciekawych rokowań. Każdy z nas ma własną historię, która na stałe przewija się w naszych rozmowach. Tak naprawdę toczy się u nas jedna wielka rozmowa, która przybiera i traci na sile, zupełnie tak jak my w krótszych i dłuższych momentach między ćwiczeniami.

Moje ciało znajduje się w stanie dalekiego rozkładu. Do przemieszczania się używam rąk, które wprawiają w ruch koła mojego wózka. Prawie stale towarzyszy mi powszechne również tutaj zmęczenie.

Jesteśmy poddawani wielowątkowej neurorehabilitacji. Oprócz naszych zwichrowanych ciał uwzględnia się tu też emocjonalny sposób radzenia sobie z tą ciężką chorobą. Niektórzy z nas po raz pierwszy widzą co może ona zrobić z człowiekiem. To czasem zabiera nadzieję i chęć do walki. Pamiętam swój pierwszy turnus rehabilitacyjny w Dąbku. Widok chorych nie przeraził mnie aż tak bardzo, bo siedziałam już wtedy na wózku. Byłam raczej pod wrażeniem całego tego infantylnego podejścia do chorych. Nie mogłam pojąć sensu terapii zajęciowej i sekciarskiego przywiązania, jakim wszyscy darzyli to miejsce.

Każdy z nas ma te same objawy: chwiejny chód, niepewność ruchu, szwankująca pamięć. Zombie Piotrek mówi, że jesteśmy tu po to, by poczuć się bezpiecznie wśród swoich. Sprawdza w google definicję zombiaka i już wie, że on też nim jest.Idąc chwieje się i z ostrożnością robi wszelkie czynności.

Zombie mają specyficzne problemy omawiane tu szczegółowo przy każdej okazji. Piotrek mówi o społecznym wykluczeniu i przekonaniu o zaraźliwości naszego zombiactwa. Inni z nieukrywaną pewnością mu przytakują, a Zocha wypala: "Boją się nas, bo my widzimy więcej" . Czego więcej można widzieć, gdy faktycznie widzi się mniej? Idąc tym tropem można by skłonić się ku stwierdzeniu, że ktoś patrząc na nasze powolne, trudne lecz sensowne życie mógłby uświadomić sobie bezsens swojego - szybkiego. Nie chce mi się jednak wierzyć w tak ukierunkowaną chwilę refleksji. Potem odzywa się Kazik: „Ludzie boją się nieoswojonego”.

Anitka, zombiaczka podpierająca się czymkolwiek też skłonna jest utożsamić się (z okazji Halloween) z trupią mamą. W pozostałe dni energia jest jej potrzebna do okiełznania trzech jeszcze nieopierzonych młodzianów…

Zombie jest oswojony, akceptowany, medialny wręcz. A my żyjemy tuż obok przekonani o swojej niskiej wartości, piętnie i wstydzie. Gatunek ludzki jest jedynym, który na taką skalę zachowuje przy życiu chore osobniki, więc chyba musi być w tym jakiś sens?