poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Pierwszy tydzień z Tadziem



Poniedziałek
Ostatni dzień wakacji. Paraliżuje mnie trochę irracjonalny i trochę uzasadniony strach. Trochę spowodowany tym, że jestem sama w tym wszystkim. Tato Tadka, owszem przychodzi po pracy do niego, żeby go np. wkąpać, czy coś uprasować. Jednak trzyma mnie w poczuciu winy, że przeze mnie nie może zająć się własnymi sprawami i swoim mieszkaniem, bo musi tu robić. Też mi przykro z tego powodu. Zwłaszcza, że ciężko się czasem  opanować wzajemnych dogryzki. Zero komunikacji, takie minimum. 
..
Lubię tę mobilizację. Mam poczucie, że walczę i działłam mimo choroby, która mnie gnębi.objawy nadchodza, a ja nie zwracam uwagi i robię swoje. Czasem płaczę z bezsilności, a gdy Tadek mówi "Nie płac mamo", to wiem że jest moc i wszystko będzie dobrze. Dzisiejszy dzień spędziłam z T . Pomógł mi mój tata, to przynajmniej wyszliśmy na zewnątrz. Adam razem z Tadkiem zbieral i podpisy pod zgodą sąsiadów na mój podjazd. Dziś akurat sprawnie sie dogadywaliśmy.
...
No i od jutra się zaczyna znów przetrwanie i 11 godzin do przeżycia. , przedszkole, czyli nasz stały rytm. O ile  mi łatwiej ,gdy mam synka przy sobie. Jest taki kochany , wygadany i słodki. Wpełza na moje łóżko z buziakiem na dobranoc. 

Wtorek Znów robię tę głupią rzecz. Przestawiam budzik o godzinę, olewam ćwiczenia i śpię. Zasnęłam wczoraj grubo po 8. Nie wyspałam się w niecałe 8g. Moje minimum to 9 i dłużej. Mięśnie się obrazą, ale potrzeba snu jest silniejsza. Nie jestem taka silna. Dziś podobno ostatni dzień, gdy będzie 35 stopni. Adam odprowadza Tadka pierwszego dnia chcę iść z nimi, źeby zobaczyć o co chodzi. Jak zdążę to pójdę.
...
Zdążyłam i poszłam z nimi zobaczyć jak wygląda początek w przedszkolu mojego synka. Chyba stresowałam siè bardziej, niż on. Młody to już doświadczony przedszkolak i wiedział o co biega. Nam powiedział papa już przy ściąganiu butów. Potem wziął ciocię za rękè i wskoczył w wir przedszkolnego źycia.
...
Po 15 jestem w domu. Idę spać dopóki Tadek nie wróci. Nie mam siły na jedzenie. Krówka, tlen i tyle.

Środa coś mi się nie zapisało. Ale było klasycznie , jak zwykle. Pobudka o 4.01. I ćwiczenia do 5.15. Poranka sprzeczka i humor zwalony. Ciężko mi to znieść psychicznie. Mniejsza o szczegóły.
...
Wieczorem pełna zgoda. Musiałabym zatrzymać czas, źeby iść spać o tej godzinie, o której chcę. Nie wyciągałam zatyczek po drzemce. Nie muszę czekać aż wosk się ogrzeje, więc od. razu , gdy zapragnę ciszy, bèdę ją mieć. Bez czekania, aż zwichrowany mózg przestanie reagować na każdy ton . 
otoczenia. To nie jest dobry czas na reakcjè. 9 godzin regeneracji, z minimum godzinnym wstępem. Zamykam oczy a mózg mówi: "No to jak tam w pracy?" Albo "Dać mu bluzę, czy kurteczkę?" Mówiè sobie "Myśl o niczym". I może zasnę przed 21.

Czwartek zasnęłam nawet przed 20. Wyspałam się, a LDN pomógł mi się obudzić. Gdy mam pracę, to budzęt się w nocy mniej więcej co 3 godziny, patrzę na zegarek, żeby sprawdzić ile snu zostało. Pierwszą z tych samoistnych pobudek wykorzystuję na połknięcie LDN właśnie, bo wiem, że po 6 godzinach on mnie obudzi, czy tego chcę czy nie. Nie na każdego tak to działa. Ogólnie jestem dosyć przewrażliwiona na punkcie snu, bo to dla mnie być albo nie być. 10 godzin to w sam raz, 8-minimum, powyżej 10- czasem to konieczność, ale trudno się ćwiczy przy takim rozespaniu.. Ćwicząc teraz piszè jednocześnie i zastanawiam się gdzie wtrynić 400 kroczków, bo zrobiłam tylko 600. Tysiąc czy nawet więcej dałby mi poczucie, że coś robię, ale wiem, że po pracy, nawet po drzemce, jestem już tak zmęczona, że ostatnie o czym myślę to ćwiczenia. Gdybym miała choć trochę siły po południu, to raczej bym posprzątała, bo gdy nie ma mojej mamy, nie panuje tu zbyt wielka czystość...
...
Czekana asystenta rano. Tadziowstał w dobrym humorze. Jest bardzo szczęśliwy i podoba my się w nowym przedszkolu
...
Dotarłam do pracy z asystentem. Za każdym razem gdy do niej jadę zastanawiam się czy pierwsza wysiàdę ja, czy mój wózek. W kwietniu skończył 10 lat i mógłby już odejść na emeryturę.  Ja chcę wytrzymać jeszcze 4 lata. Tyle mi brakuje, by moja renta przestała być socjalną. Nie wiem czy mi sie uda, bo z roku na rok jest mi gorzej. Chciałabym zdążyć czegoś się nauczyć. Wiem, że kiedyś nadejdzie dzień, gdy będę musiała zrezygnować, ale nie teraz, jeszcze nie teraz. Mam dopiero 31 lat. Za wcześnie na emeryturę.
...
Jeszcze tylko jutro. W głowie mam pustkę. O 4 rano, jak codzień wiedziałam, że o 15.10 znów wejdę do łóżka i po regeneracyjnej dawcę tlenu zapadnę w blogi sen. .
...
I potem ddrugi i nadejdzie piątek. Z pracą i dzieckiem czuję się użyteczna. Dobranoc.

Piątek przeżyłam. I pod koniec dnia podbudował mnie wartościowy człowiek. Dobranoc.

Sobota Dziś jedziemy z wizytą do Frania, wujka ciotecznego Tadzia, starszego od niego o 6 tygodni. Chłopcy się uwielbiaj

Q


Niedziela Tak się wyszalał, że aż się przeziębił. 
Kaszle więc dziś nie ruszamy się z domu. Chyba jutro nie pójdzie do przedszkola. I ja wtedy z nim siedzę całydzień, bo mam wolny.  Ćwiczenia? Jakie ćwiczenia. Dobrze, że wczoraj zrobiłam 200 wioseł, bo dziś już w ogóle nie mam do tego głowy.
...
Pod koniec weekendu nie mogę się doczekać aż wreszcie pójdę do pracy. Jutro cały dzieñ z T. Czasem zakaszle, niema gorączki. Ten jeden dzień posiedzi jeszcze w domu, żeby lekka infekcja nie przerodziła się w coś większego. Przeżyłam pierwszy tydzień z Tadkiem. Jutro jego 3 urodziny. Zamówiliśmy torcik
W tym roku nasz synek będzie z rodzicami. Przez ten miwwesiąc siedzimy tu sobie prawie jak rodzina 2+1, czasem żałuję,ale wiem, że to nie mogło się udać

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Pierwszy tydzień po powrocie z urlopu


 
Paoniedziałek
Wczoraj poszłam spać po 3, bo wróciłam późno. Jutro idę do pracy, muszę wszystko   
przygotować. Jednak dzień zaczęty tak późno, nie będzie zbyt produktywnym dniem.
Tyle zostało z mojego aloesu:
No tak, który się tam troszczył o moje kwiatki...
Nie ma co się przywiązywać do rzeczy. O 14.30. Kładę się na chwilę. Nic sensownego dziś nie zrobiłam. Czekam na tatę, który pomoŻe mi wejść do wanny.. Kąpiel we własnej jest bardzo przyjemna. Źle się czuję. Idę spać o  19. Jutro wstaję o 4. Obym się czuła lepiej, niż dziś. Wdycham tlen przed snem.
Zawsze gdy jestem aż tak wyczerpana, ogarnia mnie lęk. Brak kontroli nad swoim życiem. Nic pożytecznego dziś nie zrobiłam i tylko 30 ugięć nóg przy drabince. Jutro tuż po obudzeniu spôbuję wejść na stepper, ale czarno to widzę. Za chwilę zrobię trochę kroczków

Wtorek. Wstałam o 4.01. I od razu próbowałam wejść na nieszczęsny stepper trzymając się chodzika i z kanapà za tyłkiem w razie upadku. Udało mi się wstać, ale przestąpić z nogi na nogè już nie. Za mało siły w nogach, by to zrobić. Zamiast tego przy drabince 30),przysiadów i tyleź przestąpnięć z nogi na nogę. Potem rozciąganie z tlenem i kroczki- ledwo 100. Potem 100 machnięć wiosłami. Mycie głowy, makijaż śniadanie...to wszystko zajmuje 4 godziny. Nie wspomnę jaki bałagan przy tym robię. Dziś akurat mam asystenta, który sprowadzi mnie ze schodów i popcha do pracy.. O 15 jestem spowrotem. Zaliczam jeszcze wizję lokalną w sprawie mojego podjazdu. Brakuje paru dokumentów i jakichś 6tyś. Na wkład własny. Szykuje się internetowe żebractwo,bo nie mam aż tyle. Będę prosić o pomoc. Po pracy nie mam już siły na nic.

Środa Rano robię rzecz głupią, ale to silniejsze ode mnie.
4.01. Dzwoni budzik. Idę robić przysiady i przestępowania z nogi na nogè, robię po 30 każdego, po czym wracam do łóźka i śpię jeszcze godzinę. Kosztem reszty ćwiczeń. Brakowało mi tej godziny. Godzinki na zamknięcie oczu, bo nawet nie zdążyłam zasnąć. W pracy robię jeszcze trochę przestępowan z nogi na nogè.

Czwartek Do dzieła. Jeszcze tylko 2 dni.
Adnotacja dla mnie. Nie robić kroczków przed wiosłami, bo potem nie mam siły na nich usiedzieć. Dziś robię ledwo 80
 machnięć z trudem, chwiejąc się na boki. Wcześniej zrobiłam tylko 200 kroczków, ale widać to wystarczy, by nie czuć się pewnie na wiosłach. Muszę to odłożyć na wieczór, bo niby kiedy indziej? To będzie trudne, bo zazwyczaj już od południa czuję się jakbym była pijana. Zbyt mało ćwiczeń, by ustać na stepperze. Zbyt mało sił, by wygospodarować jeszcze godzinè na ćwiczenia. Zmuszę się wieczorem. O 9 czuję, że mogè, ale o 17 to już nie wiem...
....  Trzy kropki oznaczajà to co jest pomiędzy. Stan z malutkiego świata, ktôry składa się z równie malutkich czynności. Stan w którym przemieszczam się z punktu A do B, a potem z B do A. Przy tej pierwszej czynności jest łatwiej, bo wtedy mam więcej siły rano. Ale powrót z pracy to męka. Upał jeszcze to pogłębia. Jutro jadę sama, bez asystenta. Poprosiłam kuzynkę, by rano sprowadziła mnie ze schodów. Na szczęście ma drugą zmianę, więc może. W piątki nie mam asystenta. O 15 jej chłopak wciągnie mnie po schodach. Te zdania są zdawkowe, bo nie mam siły myśleć ani pisać. Przede mną 8 godzin snu...

Piątek Ale jeden z moich kotów budzi mnie o wiele wcześniej, niż 4.01. Przed rozciąganiem robię 30 przysiadów, 30 przestępowań. Próbujè jeszcze podnoszenia kolana do góry, ale po urlopie idzie mi to źle. Dziś zamiast wioseł zrobiè więc właśnie trochę ćwiczeń na stojąco. Może poźniej będzie lepiej.
O 5 wracam do drabinki. O 5.30. Myję głowę, robię płukankę z oleju kokosowego, makijaż, włosy. O 6.30. zaczynam śniadanie. Nie jestem głodna, ale trzeba skądś mieć energię. Robię koktail z kaszy, jakichś owoców, mleka sojowego, syropu daktylowego i kurkumy (jest przeciwzapalna). Potem robię sobie kanapkę do pracy i jakoś zlatuje do 8. Dziś akurat nie mam asystenta. Kuzynka pomoże mi zejść ze schodów i wsiąść do autobusu. Od przystanku nie mam  barier i kilkaset metrôw do przejechania. Dam radę. Świadomość piàtku pomoże mi machać rączkami w druga stronę, na przystanek. Do domu. Jutro już nie muszę wstawać o 4. W sobotę mama przywozi Tadzia. Trzeba mu jeszcze kupić  parę rzeczy do przedszkola. I uporządkować mieszkanie. Basen mogęsobie darować, zbyt mnie meczy, a roboty nikt za mnie nie zrobi... Kupuje mamie prezent na urodziny po drodze do pracy w Hebe. Krem na dzień i na noc.
...
Dotrwałam cudem do końca tygodnia. Każdy tydzień to cud.
...
W piątkowy wieczôr, z każdym wdechem czystego tlenu myślę sobie jak mözg rozpaczliwie dąży do regeneracji. Jutro wraca a Tadek, a ja jestem w dupie ze wszystkim. Nawet dobrze nie rozpakowałem rzeczy po powrocie. Do południa jutro muszę to ogarnąć choćby nie wiem co i jeszcze w to wpasować ćwiczenia. Czyli 200 wioseł, a nie 100, z 1000 kroczków, a nie 500 i jak zdążę to jeszcze choć kilka przysiadów. Niech uruchomi się tryb matka. On nie potrzebuje żadnej mieliny.

Sobota budzę się o 6, leżę do 7. Biorę  się do roboty. Listę na biobaZar wysłałam ojcu mego dziecka.  W lodówce pingwin z dzidą. Sobotnia dostawa pysznego jedzonka dla Tadzia i dla mnie. Takie choroby jak moja biorą się m. In. z tego, że na półkach w Tesco itp. króluje jedzenie odarte z wartości odżywczych, z pestycydami. Marchewka, ten słodki korzonek to jakiś przerośnięty, napompowany twór. Mięso  z hormonami itp. Udowodniono, że Sm jest spowodowane nieszczelną barierą krew- mózg. Myślę, że gówniane jedzenie mogło ją spokojnie rozszczelnić. Staram siè tego nie jeść i nie karmić tym dziecka.ile zjadłamczipsów i wypiłam coli zanim nabrałam świadomości, że to co jem ma wpływ na mózg. Ale Tadek, odkąd był w brzuchu odżywia się eko. Nigdy nie pił nic gazowanego. Wiadomo, że czasem zgrzeszymy jakimś gównem, chemiczną czekoladkà czy jedzeniem z miasta, ale nie jest to codzienność i nie mcDonald.
...
Boję się jak to będzie przez ten miesiąc. Już za kilka godzin mama przywozi mojego maluszka. Mam coraz mniej siły. To mój jedyny problem. Gotuję ulubiony kompot. Mam nadzieje, że młodemu będzie smakował malinowo-jabłkowy. Dzwoni do mnie babcia i od razu mi raźniej. Dam radę, mam psychiczną siłę i los mi sprzyja. Może nie będę mieć super czysto, bo w tej kwestii już jestem skazana na pomoc innych. Ale się postaram. Maja jeszcz 200km.ł
Łącznie zrobiłam 1200 kroczków. Podoba mi się to ćwiczenie, bo nawet trochę działa. Robię je od kilku tygodni w miarę regularnie i nawet lepiej stoi mi  się na nogach. Ciekawe co będzie gdy zwiększę ilość a potem np, włączę w to prawdziwe chodzenie prrzy chodziku. To ma taką zaletę, że nie muszę przy niczym stawać i na nic włazić. Często nie mam siły a ćwiczyć trzeba.
...
Niedziela. To niesamowite uczucie. Budzę się obok Tadzia. "Chcę mleczko" mówi do mnie. Trochę krzyczał w nocy za babcia, która już o 4 pojechała spowrotem do Zakopanego. Widać jaki jest szczęśliwy, że znów jest w domu. A 
...
Po całym dniu z dzieckiem jestem wyczerpana. Ręce trzęsą mi się tak, że z trudem przygotowuję  wieczorne mleczko. Rozlewam i wysypuję, ale jakoś siię udaje. Gdy w końcu podaję mu butelkę, môwi "Bardzo dziękuję mamo"
Môj mały słodziak.
Dam radę. Nie inaczej. Może nawet zrobię 400 kroczków. Tyle mi brakuje do tysiąca. Mózg odmawia mi stabilnego ciała, ale to przecież ja decyduję. 12 godzin bez odpoczynku. Mam to gdzieś.. Dobranoc. A przed snem myślę sobie, że sens życia jest najlepszą rehabilitacją.

czwartek, 13 sierpnia 2015

2 tygodnie w Zakopanem

Jest niedziela. Wczoraj przyjechałam Polskim Busem do Zakopanego, miasta którego niecierpię. Jednak jest tu mój najukochańszy syn. Spędza wakacje u mojej mamy, która mieszkała tu przed jego urodzeniem. Nie widziałam go od miesiąca. Przede mną dwa tygodnie ładowania baterii i czerpania radości ztego, że jest blisko mnie. Rano obudził mnie jego uśmiech. To daje mi kopa i sens w całej tej tragikomicznej drodze, ktôrą pozwolę sobie opisać tydzień po tygodniu, dodając po trochu każdego dnia. Piszę z telefonu. Mam  pewne trudności z wycelowaniem w literki, więc z gôry przepraszam za litegôwki, ktôrych nie poprawię. Jest też ze mną jego tata, z którym rozstałam się jakiś czas temu, ale to już odrębny temat. Póki co, jest kocyk, poduszka, trawnik i drzewo. I Tadzio. Bawi się z tatą, ktôry przyjechał tu na weekend. Upał. Zgrilowaany mózg wymyślił tyle. Reszta póżniej...
Długo na kocyku nie wytrzymałam. Po 15 min  zamieniam się w plastelinę, nic nie widzę, każę się zwlec do chłodnego domu. Dobrze, że rano zrobiłam kilka ćwiczeń , wię, bo teraz jestem już neuropapką z môzgiem usmażonym niczym jajko....
Noi i całkiem miłe popołudnie, choć obiad w knajpie był niedobry. Tadek zasnął za stołem. Nie palę się do robienia zdjęć, bo nie przyszło jeszcze pancerne opakowanie na mój telefon. Ostatnio stłukłam szybkę, więc chwilowo jestem uważna.
Zreszta co mogę więcej? W sumie większość czasu spędziłam w łóżku, nie robiąc nic konkretnego. Nic nie muszę, nie patrzę na zegarek, nie planuję jutra, nie wkładam zatyczek do uszu. Usypia mnie  spokojny oddech dziecka. I nie mam więcej siły, by napisać cokolwiek. Młody spędza ostatnie chwile z tata. Jutro przedszkole i jego stały rytm w czasie tych wakacji. Jest środek sezonu, mama wynajmuje pokoje, życie toczy się dalej.

Jest poniedziałek. Zrobię kilka ćwiczeń, porozciągam się, zjem śniadanie. Cudna jest ta chwila, tuż po obudzeniu, gdy czuję się tak zdrowa i pełna energii. W moim ciele płynie życie. To oznacza, że mózg zregenerował się w czasie snu. Cholera, czy nie mogliby wynaleźć jakiegoś leku, czy wspomagacza opartego na tych substancjach, ktôre wydziela organizm w czasie snu? Uczucie to jest wspaniałe i prawdziwe. Wiem, że zniknie do południa. Ten czas wykorzystam na ćwiczenia.
Młody dziś w przedszkolu. Duma mnie wczoraj  rozpierała, gdy zauważyłam jak poszedł do przodu mój odważny chłopak. "Moja kolej" mówił z przekonaniem trzylatek, domagając się cukierka. W przedszkolu przebywa głôwnie z 5 i 6 latkami, więc ma okazję przejąć trochę bardziej wyrafinowanych nawyków. Jest bardzo samodzielny. Z -A_--A___-aaAAtylu głowy mam trudną decyzję, którą na dniach muszę podjąć. Moja mama musi tu zostać jeszcze na wrzesień. Tadek we wrześniu zaczyna przedszkole w Warszawie. Nie wiem czy dam radę sama z dzieckiem przez miesiąc. Niby mam tam jakąś pomoc w sprzątaniu, czy cośtam, ale kompanów do współpracy żadnych. I jeszcze schody, praca. Muszę to przemyśleć i ocenić siły. Kurde sama sobie tam ledwo radzę, gdy jestem sama, a co dopiero z dzieckiem. TrzebA go odprowadzić do przedszkola. Jeśli asystenci zgodzą się na dodatkowe 20 minut, mogę robić to po drodze do pracy. Może też niby jego tata, ale na jakaś koszmarnie wczesnej godzinie. Chyba po prostu za to komuś zapłacę i będę mieć spokój. Tak zrobię właśnie.
Po południu mama zabiera mnie, by odebrać Tadzia z przedszkola. Wycieczka  po kocich łbach i krzywych chodnikach wystarczy mi za wszystkie czasy. Dziś nie jest już tak upalnie, więc do końca dnia będę już leżeç na kocyku.

No i skasowałam niechcący, to co miałam napisane  do tej pory, kurde...

Kawałek odzyskał mi ktoś o kim tu nie wspominam, przyzwyczajony od lat do moich lamentôw przez telefon, że coś uwaliłam. 
JeSt to czwartek, gdy  kolaejny dzieñ leżę na łôżku lub trawniku, obżeram się niedozwolonymi rzeczami, w oczekiwaniu na Tadka. Patrzę na uwijającą się między gośćmi mamę i wiem, że jak on wróci, to moje baterie będą już wyczerpane. No ale pogadamy chociaż. Posłucham tych epickich tekstów mojego trzylatka.
  
Wiem, że takie leżenie to osłabienie mięśni, więc rano ćwiczę i stawiam wyimaginowane kroczki, by choć trochę napiąć mięśnie nóg, brzucha, pleców. Odpoczywam. Też od zdrowotnej papki, którą jem na codzień.

Gdy upał jest już mniejszy, zmieniam miejsce, mama poszła po Tadka. Na trawniku  mam kontakt z naturą, jeśli nie liczyć samochodów, które ciągle jeżdżà, bo to centrum. I helikoptera, ktôry lata w tę i spowrotem. Jest całkiem przyjemnie. Słodki zapach kwiatów i delikatny wiatr koją mój skołatany mózg. Wieczorem zazwyczaj mam tak, że jeśli dzień nie był męczący, to jakoś odżywam. Jakby mózgowi było już wszystko jedno. Chyba jestem trochę ograniczona. Może przez to, że nie mam jakichś wielkich pasji. Nic nie pasjonuje mnie na tyle, żeby to robić z takim zaangażowaniem. Wszelki hałas, stukanie, jaskrawe światła doprowadzają mnie do dekoncentracji. Albo dlatego, że tak mało mam siły, by wszystko ogarnąć. Wybieram to, co jestem w stanie. Samo się wybiera.  Ech, siedząc tak tutaj mam wiele czasu, by rozmyślać o takich głupich sprawach

Piątek. Staram się wstać przed 9. Wszystko mnie boli. Robię 500 kroczków z wezgłowiem łóżka zamiast podłogi, 160 nibybrzuszków i po 60 wymachnięć. Może zrobię coś jeszcze. Brak basenu sprawia, że bolą mnie nieużywane gnaty.
Dziś już nie ma upału, więc na kocyk idę wcześniej.
A w sobotę upał znowu męczy. Chyba wspominałam, że tutaj nic łącznie z domem mojej mamy, nie jest  dostosowane do niepełnosprawnych.  Cokolwiek chcę zrobić, muszę wołać i ta zależność jest okropna. Tadek ma tu fajnie, jest na dworze, ciągle bawi się z kimś nowym. I tego się trzymam. Będę tu jeszcze tydzień, a potem wskoczę w swój rytm. Dziś nie ma przedszkola, więc jesteśmy razem cały dzień. Tadek oprócz leworęczności odziedziczył po mnie jedną śmueszną rzecz, nie cierpi jak ktoś śpiewa. Miałam dokładnie tak samo gdy byłam mała. Mega irytacja już przy pierwszych tonach. Oglądamy bajeczki, czytamy książeczki, czekamy na obiad.
A potem spacerek.. A wczoraj był grill i siedzenie do późna. Dziś za to po spacerku na plac  zabaw Tadek padł przed 20. 

Niedziela. Pogoda burzowa, pada. Wygląda na to, że to koniec lata. Mi zostało łóżko i telewizja. Poćwiczyłam trochę, by nie zamienić się w totalny kapeć. To akurat dzieje się szybko, gdy tylko się leży lub siedzi. Nie wspomnę o koSzmarnych zawrotach głowy, które się ma po wstaniu. Po deszczu poszliśmy na pyszny obiad pio powrocie zasypiam na jakieś :3 godziny albo dłużej. Ogólnie cały dzień czuję się  źle. W głowie pustka.

Poniedziałek. Nie ma się za bardzo czym inspirować. Chętnie włączyłabym te 500 kroczków w mój codzienny zestaw ćwiczeń. Niby nic, ale mięśnie poruszają się i to daje jakieś minimum kontroli nad ciałem. Tylko kiedy? Po pracy wracam zmęczona. Drzemka i może wtedy? Się zobaczy. Pôki co jestem tu i właśnie czekam na Tadka i pyszny obiad. Tak, smaczne jedzonko podstawione prosto  pod nos to, obok rurek kolejna przyjemność tych wakacji. Spędzam je w łóżku, w centrum Zakopanego, relaksując  się jak umiem. Czasem złość mnie bierze od tego siedzenia, bo ale co poradZę? WyjeżdżajĄc na wózku na zewnątrz mam wrażenie jakby ktoś włożył moją głowę  w trzęsący się potrzask. Głowa niczym grzechotka, mózg obija się o czaszkę. 
...
Czemu trawienie zabiera aż tyle energii?
Nic już ze mnie dziś nie będzie. To jakiś koszmar...
Tak sobie myślę, że może dlatego tak źle się czuję, bo piję zbyt mało wody. Ściągam aplikację daily water i rozkładam  zalecane 2 litry na 16 małych części. Podobno môzg nie pracuje prawidłowo kiedy ma zbyt mało płynôw.

Wtorek Z radości zrobiłam 600 kroczków, bo zauważylłam, że cośtam dają, bo nawet całkiem czuję się na stojąco. Cały czas myślę o stepperze, który stoi w domu i czeka na moją prawą nogę. Ostatnie próby stanięcia na nim i przestąpnięcia choćby raz, sPełzły na niczym. Lewa jakotako, prawa bez sił i koordynacji. Głupstwem byłoby się poddać, bo będzie wtedy tylko gorzej. Nie mam siły napiąć tych mięśni w pozycji stojącej, ale leżąc owszem. I dlatego robię to codziennie. Może jakoś się przygotuję dzięki temu do tego steppera.

Znów odebrałam wspólnie z mamą Tadka z przedszkola. Dziś nie czuję się najgorzej. Może to prawda z tą wodą?  Oprócz tego byliśmy w cukierni. lepsze samopoczucie od razu rzuca mi się w oczy. Co zrobiłam inaczej niż zwykle? Wypiłam dużo wody i połknęłam witaminę k na czczo. Raczej to ta woda chyba ulepszyła pracę mózgu. Teraz jest wieczór a ja czuję się bardziej przejrzyście, niż np. wczoraj.

Środa. Mój urlop chyba dobiega końca, bo już rozmyślam o tym co będzie. Kilka dni rozbiegu dla mnie i potem Tadzio wraca do domu. Zaczyna się przedszkole. Muszę poradzić sobie sama, bez mamy, która wykonuje za mnie sporą część roboty domowej i przy dziecku. Gdyby nie moje mizerne zasoby energetyczne, nawet bym się ucieszyła i postępowała tak jak większość zaradnych kobiet, które wykopały niewydolnego chłopa. 
Odganiam myśli od porażki życia. Póki  co, bo już za kilka dni będę mieć z byłym częściej do czynienia. Czèściej, niż bym tego chciała. No ale przecież wiadomo dlaczego musimy tak często się spotykać. Mamy wspólne dziecko. Właśnie idzie z moją mamą na spacer. A ja dziś nie mam siły. Po sześciuset kroczkach nie robię już nic,

Nadszedł czwartek
Spałam do 10, bo wczoraj późno zasnęłam. Dziś zamówię koncentrator tlenu. Już mi się skończył czas wypożyczenia i chcę go kupić. Uszkodzony mózg ma ogromne zapotrzebowanie na tlen. I trochę lepiej działa gdy dostanie go dużo i często.
Dziś do restauracji wchodzi rodzina, Tadzio mówi: "Goście idą, dzień dobry" wita się z nimi i prowadzi dzieci do kącika zabaw. Jest taki komunikatywny i zabawny przy tym. Będę za nim tęsknić gdy wrócę do domu. Ale tylko trochę, bo we wrześniu będzie już w domu.

Piątek Śniło mi się, że chodziłam na nogach. Tego się nie zapomina.  BudZę się z bólem głowy. Pewnie dlatego, że niezbyt dobrze się tu odżywiam. Ani razu nie jadłam kaszy, mało warzyw, owoców. Na mnie zawsze się to mści. Chcę do domu. Nie cierpię tu być. Jestem tylko dlatego, że tęsknię za dzieckiem. Pojutrze już wracam. W domu najlepiej. Wolę swój pierdolnik. Dzwoniłam na Nowolipie, by dowiedzieć się czy będę mieć asystentów w przyszłym tygodniu. Na szczęście mam wtedy kiedy mi najbardziej zależy, czyli rano. Asystent sprowadza mnie ze schodów i wiezie do pracy i z niej przywozi. 3 razy w tygodniu. Pracuję 4 i ten czwarty dzień to już totalna niewiadoma. Spytam kuzynkę o ten piątek. Może ona sprowadzi mnie ze schodów? Na szczęście może. 
Z radości robię 800 kroczkôw. Radość jest spowodowana tym, że zobaczyłam jakieś ich efekty. Rano podniosłam nogę do góry, gdy leżałam na plecach. Jeszcze 2 tygodnie temu nie dałabym rady. Stepperze, nadchodzę! Po powrocie muszę tylko przez kilka tygodni odbudować plecy na wiosłach. Od tego cholernego leżenia ledwo mogę się podnieść. Esem kosi bardzo szybko, gdy człowiek mało się rusza.
Z tylu głowy mam historię jednej koleżanki z grupy, która dzięki ogromnej woli walki wstała z wózka. 
Niedziela Nic wczoraj nie napisałam, bo dzień był zajęty.  Przyjechał tato Tadzia i spędziliśmy ostatnie chwile wakacji z synem. Dziś już wyjeżdżamy, i za tydzień zacznie się już rokprzedszkolny. Jeszcze tylko tydzień i synek będzie już ze mną codziennie.
...
W powrotnym autobusie czytam  komentarz od jakieś baby, szczególnie  przewrażliwionej na wątek mojego byłego faceta, a zwłaszcza kwestiè samotnej matki i tego, że najchętniej nie widywałabym właśnie tego byłego. Małe  wyjaśnienie zatem.:
W niosek do przedszkola składałam jako samotna matka (tzw). W myśl prawa nią jestem (brak męża, wspólnego gospodarstwa i zamieszkania). Dziecko  nasze wychowujemy wspólnie, mimo że nie jesteśmy razem. Choć mam do niego wielki żal i złamane serce, to nie czuję  się upoważniona, by zabierać mu cokolwiek z ojcostwa. Zawiódł mnie na wszystkich frotach. Czuję się oszukana i wykorzystana. Ale nie chowam urazy.  Nic do niego nie mam. Takie czasy, że faceci jaj nie mają. Dla esemówy z jajami albo wcale. Bo komuś by się mogło wydawać, że jak kobieta niepełnosprawna, to się powinna cieszyć, że w ogóle ktoś z nią jest. Wcale, że nie.

A dziś jeszcze byłam tu, gdzie czuć bliskość Boga i słychać szum potoku.

niedziela, 2 sierpnia 2015

Bestia po koktajlu Mołotova

Rzutu esema nie miałam już od lat. Postać rzutowo- remisyjna płynnie i niewiadomo kiedy przeszła w postać postępującą. Skupiałam się więc na tym, by różnymi sposobami zminimalizować ten postęp i żyć na tyle normalnie, ile to możliwe. Wiadomo, że nie da się uniknąć wszystkich stresów, trudów życia i różnych błędów. Musiałam jakiś popełnić, skoro stało się coś zupełnie nieoczekiwanego. Byłam wtedy w pracy. Trochę bolał mnie brzuch, bo przegięłam ze zdrowotnością porannego koktajlu, mieszając szpinak, botwinkę i sok jabłkowy. W chwilach gorszego samopoczucia biorę parę głębszych oddechów, wrzucam bodymaxa i jakoś przetrwam do 15. Zrobiłam tak i tym razem, ale mimo najszczerszych chęci stopniowo zaczęłam tracić kontrolę nad własnym ciałem. Nic nie mogłam wyraźnie napisać, bo długopis nie trzymał się ręki. Widok na ekranie stał się tak rozmyty, że przestałam odróżniać litery. Spojrzałam na zegarek, ale godziny też nie widziałam, ani twarzy koleżanki, nic. Koleżanki lekko wysrane od razu chce dzwonić po pogotowie a ja staram się robić dobrą minę i liczę, że mi przejdzie. Chciałam zrobić sobie przerwę, ale w tym momencie chwyciła mnie w nogi taka spastyka, i niemal przewróciłam się do tyłu. Zrobiło mi się zimno, zaczęłam drżeć. Chciałam poprosić o wcześniejsze zwolnienie do domu, ale musiałam wyglądać strasznie, bo woleli wezwać karetkę. W karetce zrobiło mi się strasznie niedobrze, więc byłam już pewna, że przytrułam się koktajlem. Kolejnych 7 godzin spędziłam na izbie przyjęć. Wzrok wrócił, gdy tylko się położyłam. Zrobili mi badania. Hemoglobina rekord- 13,8, ale wyszło, że mam też jakąś infekcję. I ta infekcja właśnie na dwie godziny odebrała mi wzrok i siły. Dali mi kilka dni zwolnienia na odpoczynek..

Tymczasem nadeszło lato. Jak co roku, tylko mózgu jakby mniej. Gorąco, które dla innych jest przyjemną okolicznością lata. Dla mnie to męka i usmażony mózg. No Ale żyć jakoś trzeba. Minęło ze dwa miesiące, albo i więcej. Nic na tym blogu nie napisałam. Choć inspirujących tematów było pewnie parę. Praca i rzeczy z nią związane przewartościowaly moją perspektywę widzenia różnych spraw. Gdy zakładałam tego bloga, czułam się jakże gorsza i z dolnej półki itp. To minęło wraz z pracą, zwłaszcza, że coś innego robi się z czasem.

Takie momenty, jak ten ze szpitalem nie zdarzają się zbyt często. Ogólnie zawsze czuję się chu…, no ale jakoś funkcjonuję. Esem już dawno nauczył mnie, że każde zaniedbanie, błąd ma koszmarne konsekwencje, więc staram się z całych sił ich po prostu nie popełniać, żyć w miarę higienicznie, wysypiać się,+,+++ nie marudzić i brać każdy dzień, jaki by nie był. Tadzio wyjechał, ja tęsknię, wpadam w depresję i kryzys kobiecości. On tęskni za mną.Dzwonię kilka razy dziennie. „Mamo kiedy przyjedziesz?”Dwa miesiące to tak dużo w jego rozwoju.Tyle mnie omija. A z drugiej strony trzeba być odpowiedzialnym. Nie chodzi nawet o to,że nudziłby się będąc tylko ze mną. Sama nawet nie mogę wziąć go na spacer. Widziałam kiedyś taki program w stylu „interwencja”, gdzie chłopczyk, może dziesięcioletni opiekował się swoimi chorymi na zanik mięśni i esema rodzicami, którzy leżeli w łóżkach. Pamiętam jego oczy, tak dorosłe, tak dojrzałe. Zupełnie niepotrzebnie, jak na te kilka lat jego życia. Dzieciństwo jest krótkie. I tak bardzo zależne od możliwości rodziców.

Dużo czasu spędzam w samotności. Nie żeby wbrew sobie. Lubię ją. Nie muszę się wtedy szczególnie wysilać. Dobrze, że jest praca. By wyjść z domu, oderwać się od niepotrzebnych myśli. Wpadłam na taki pomysł, by opisywać to na bieżąco. Myśli nie zdążyłyby uciec mi z dziurawej głowy. W tygodniu nie włączam komputera. Telefon mam zawsze przy sobie, więc mogłabym pisać z niego. Co tydzień post z codzienną aktualizacją. Kilka zdań, które mogę napisać każdego dnia. Sprawozdanie z jedenastu godzin, które mam do przeżycia. Od czwartej rano do piętnastej. Od mózgu rześkiego po mózg wyczerpany. Moje najważniejsze poczynania, nadzieje i porażki. Gdy odbiorę telefon z serwisu, to zobaczę jakby to wyszło. Przez jakiś czas najwyżej, bo teraz mam wrażenie, że wyszłoby z tego pitu pitu. Może Tadek będzie kiedyś chciał poczytać jak żyłam, co robiłam. Poćwiczę sobie palce przy okazji, bo mam już spore problemy z pisaniem na klawiaturze.

Przesyłam wszystkim, którzy to czytają dużo pozytywnej energii i mocy, która jest w każdym 