niedziela, 2 sierpnia 2015

Bestia po koktajlu Mołotova

Rzutu esema nie miałam już od lat. Postać rzutowo- remisyjna płynnie i niewiadomo kiedy przeszła w postać postępującą. Skupiałam się więc na tym, by różnymi sposobami zminimalizować ten postęp i żyć na tyle normalnie, ile to możliwe. Wiadomo, że nie da się uniknąć wszystkich stresów, trudów życia i różnych błędów. Musiałam jakiś popełnić, skoro stało się coś zupełnie nieoczekiwanego. Byłam wtedy w pracy. Trochę bolał mnie brzuch, bo przegięłam ze zdrowotnością porannego koktajlu, mieszając szpinak, botwinkę i sok jabłkowy. W chwilach gorszego samopoczucia biorę parę głębszych oddechów, wrzucam bodymaxa i jakoś przetrwam do 15. Zrobiłam tak i tym razem, ale mimo najszczerszych chęci stopniowo zaczęłam tracić kontrolę nad własnym ciałem. Nic nie mogłam wyraźnie napisać, bo długopis nie trzymał się ręki. Widok na ekranie stał się tak rozmyty, że przestałam odróżniać litery. Spojrzałam na zegarek, ale godziny też nie widziałam, ani twarzy koleżanki, nic. Koleżanki lekko wysrane od razu chce dzwonić po pogotowie a ja staram się robić dobrą minę i liczę, że mi przejdzie. Chciałam zrobić sobie przerwę, ale w tym momencie chwyciła mnie w nogi taka spastyka, i niemal przewróciłam się do tyłu. Zrobiło mi się zimno, zaczęłam drżeć. Chciałam poprosić o wcześniejsze zwolnienie do domu, ale musiałam wyglądać strasznie, bo woleli wezwać karetkę. W karetce zrobiło mi się strasznie niedobrze, więc byłam już pewna, że przytrułam się koktajlem. Kolejnych 7 godzin spędziłam na izbie przyjęć. Wzrok wrócił, gdy tylko się położyłam. Zrobili mi badania. Hemoglobina rekord- 13,8, ale wyszło, że mam też jakąś infekcję. I ta infekcja właśnie na dwie godziny odebrała mi wzrok i siły. Dali mi kilka dni zwolnienia na odpoczynek..

Tymczasem nadeszło lato. Jak co roku, tylko mózgu jakby mniej. Gorąco, które dla innych jest przyjemną okolicznością lata. Dla mnie to męka i usmażony mózg. No Ale żyć jakoś trzeba. Minęło ze dwa miesiące, albo i więcej. Nic na tym blogu nie napisałam. Choć inspirujących tematów było pewnie parę. Praca i rzeczy z nią związane przewartościowaly moją perspektywę widzenia różnych spraw. Gdy zakładałam tego bloga, czułam się jakże gorsza i z dolnej półki itp. To minęło wraz z pracą, zwłaszcza, że coś innego robi się z czasem.

Takie momenty, jak ten ze szpitalem nie zdarzają się zbyt często. Ogólnie zawsze czuję się chu…, no ale jakoś funkcjonuję. Esem już dawno nauczył mnie, że każde zaniedbanie, błąd ma koszmarne konsekwencje, więc staram się z całych sił ich po prostu nie popełniać, żyć w miarę higienicznie, wysypiać się,+,+++ nie marudzić i brać każdy dzień, jaki by nie był. Tadzio wyjechał, ja tęsknię, wpadam w depresję i kryzys kobiecości. On tęskni za mną.Dzwonię kilka razy dziennie. „Mamo kiedy przyjedziesz?”Dwa miesiące to tak dużo w jego rozwoju.Tyle mnie omija. A z drugiej strony trzeba być odpowiedzialnym. Nie chodzi nawet o to,że nudziłby się będąc tylko ze mną. Sama nawet nie mogę wziąć go na spacer. Widziałam kiedyś taki program w stylu „interwencja”, gdzie chłopczyk, może dziesięcioletni opiekował się swoimi chorymi na zanik mięśni i esema rodzicami, którzy leżeli w łóżkach. Pamiętam jego oczy, tak dorosłe, tak dojrzałe. Zupełnie niepotrzebnie, jak na te kilka lat jego życia. Dzieciństwo jest krótkie. I tak bardzo zależne od możliwości rodziców.

Dużo czasu spędzam w samotności. Nie żeby wbrew sobie. Lubię ją. Nie muszę się wtedy szczególnie wysilać. Dobrze, że jest praca. By wyjść z domu, oderwać się od niepotrzebnych myśli. Wpadłam na taki pomysł, by opisywać to na bieżąco. Myśli nie zdążyłyby uciec mi z dziurawej głowy. W tygodniu nie włączam komputera. Telefon mam zawsze przy sobie, więc mogłabym pisać z niego. Co tydzień post z codzienną aktualizacją. Kilka zdań, które mogę napisać każdego dnia. Sprawozdanie z jedenastu godzin, które mam do przeżycia. Od czwartej rano do piętnastej. Od mózgu rześkiego po mózg wyczerpany. Moje najważniejsze poczynania, nadzieje i porażki. Gdy odbiorę telefon z serwisu, to zobaczę jakby to wyszło. Przez jakiś czas najwyżej, bo teraz mam wrażenie, że wyszłoby z tego pitu pitu. Może Tadek będzie kiedyś chciał poczytać jak żyłam, co robiłam. Poćwiczę sobie palce przy okazji, bo mam już spore problemy z pisaniem na klawiaturze.

Przesyłam wszystkim, którzy to czytają dużo pozytywnej energii i mocy, która jest w każdym 

1 komentarz: