piątek, 29 listopada 2013

Po powrocie

W sobotę przyjechał po mnie mój żywy kohabitant. Będziemy dalej bawić się w dom. Otrzymałam kolejną porcję wiedzy o zombiactwie i trochę energii na to, by żyć wśród żywych przez resztę roku. Może nie wiem czego chcę, ale wiem za to czego nie chcę i czego się boję. Na subkoncie mam 3 tysiące. Wiem, że wydam je na dalszą rehabilitację Boję się prawdziwych zombie. Choć uważam je za piękne i wartościowe istoty, to boję się ich życia. Z tego strachu szukam rehabilitanta specjalizującego się w naprawianiu esemowych ciał. Znajduję Macieja z kursem PNF i doświadczeniem. Wyznaczam sobie malutki cel. Rehabilitacja dwa razy w tygodniu i 10 rundek w tę i z powrotem każdego dnia. To da się zrobić, mimo tego, że każdego ranka budzi mnie ból, a energia życiowa mija zaraz po południu. Instynkt podpowiada mi, by nie pobudzać jej kawą.

Ktoś w tłumie lajkerów łapie którąś z moich myśli i nagle w tym życiu pojawia się motyw jogi. Czy ktoś tak bardzo niepełnosprawny może pobyć na trochę joginem? W sumie mój tryb życia jest tak higieniczny, że prana mogłaby tu znaleźć trochę przestrzeni dla siebie  Moje ciało jest jak zamulona rzeka, którą jakiś ch... próbuje zawrócić wytwarzając przy tym nie wiedzieć czemu wchujtego mułu. Tak metaforycznie mogę ująć moje codzienne samopoczucie. Jak tu więc ma się do tego sens tej miłej praktyki, czyli koncentracja nad własnym ciałem? Nie dowiem się, jak nie spróbuję. Gdzie zaprowadzi mnie prąd, który czuję tu i ówdzie, co nowego mi powie? Jak do tej pory powiedział mi, że część mnie nie należy już do mnie. Jest jakby po drugiej stronie. Ktoś lub coś musiałoby tchnąć nowe życie w mózgową komórkę, która swą elektryczną robotę wykonuje na zupełnie nieizolowanym kablu. Chcąc- nie chcąc taki stan nie może trwać długo, więc masowo takie komórki mówią pa i żegnam, do nie zobaczenia. Destrukcja, zamulanie rzeki zabiera mnóstwo energii, właściwie zostawia jej tylko tyle, by wstać tam gdzie trzeba, ubrać się, ugotować, trawić i gadać. Resztę trzeba negocjować. Ja bym to nazwała para-neuro-joga, bo rzeczy takie jak relaks, nabierają zupełnie innego wymiaru, gdy w grę wchodzi bohaterska śmierć tak wielu komórek mózgowych

Oprócz jogi widzę Tesco. To symbol mojej codzienności. Widzę je po każdym powrocie, widzę je przez okno, tam toczy się prawdziwe codzienne życie. Piszę coś, by nie myśleć o rozstaniu z Tadkiem. Wraca, wraz z moją mamą za kilka dni. To on wnosi oznaki życia do tego więzienia. Już za kilka dni wraca motyw sprzed roku. Muszę przetrwać zimę i zakopiański sezon, bez mamy, tu w Warszawie. Po letnim pobycie stwierdzam, że rzeczone miasteczko nie nadaje się do życia dla wózkersa, a już na pewno nie zimą. Tak więc przebywamy tu: Ja, mój syn, i jego tata. Reszta to rzeczywistość, którą ogarniać będę z lekkim przewrażliwieniem na punkcie mózgu. Stan jego oceniam jako stabilny. Może nawet coś się zaczęło regenerować po neurotoksycznej substancji wpuszczonej ponad rok temu w podpajenczynówkową przestrzeń mego wnętrza? Trzeba w to wierzyć i przybierać godną tej wiary postawę. Na przykład taką, jak miała moja koleżanka z pokoju, która, jako matka wykluczyła ze świadomości znaczny postęp choroby. Przynajmniej do czasu, w którym jej synowie opuszczą rodzinne gniazdo. Mam takie marzenie, żeby u mnie też tak było. Ktoś, kto dla mnie jest autorytetem powiedział, że dobrze się odżywiając i odstawiając chemię robimy 80% tego, co możemy zrobić w walce ze stwardnieniem rozsianym. Jedyne co mi pozostaje to wypełnianie misji, jaką jest walka o siebie. Dokładnie mówiąc chodzi o samoobsługę, czyli możliwość ogarniania różnych swoich potrzeb samodzielnie. Życie, które widzę dzięki laptopowi z Unii wydaje się być życiem obok mnie. I jak tu nie czuć się zombie mając rozterki, jak zombie?

10 komentarzy:

  1. Twoje blogo-wpisy dzialaja jak kubel zimnej wody, kiedy narzekam na brak kasy, na nie poodkurzane mieszkanie, na dzieci !!!! nie przestawaj, pisz ! tobie moze przyniesie to ulge a nam ratunek :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Walka -szamotanie się powoduje , iż coraz bardziej grzęźniemy . Nie wczoraj , nie jutro lecz dziś żyjemy , być esemitą dla mnie to nie planować za bardzo ( bo życie to k*** i robi psikusy a przeszłość była i minęła , Niestety miłe wspomnienia też bolą , nie pójdę na spacer zx synem choć to uwielbiałem czynić,TESCO to nie prawdziwe życie , uważam ,, że nasza niepełnosprytność ze swoimi ograniczeniami daje dużo radości z małych rzeczy (sporo frustracji również ale staram nie skupiać się na tym ,że np. nie mogę odkurzyć mieszkania , cieszę się z tego , iż nie jest tak brudno bym wózkiem nie dał rady przejechać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W naszym przypadku to jest wojna podjazdowa. Dzięki temu blogowi zaczęłam odczuwać radość z bycia niepełnosprawną. Uczę się tego od innych, którzy potrafili ją odczuwać przede mną.

      Usuń
  3. Pisz Agnieszko, bo w nas i słowach zaklęta jest moc. Dzięki za czwartkowe spotkanie i do następnego:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Wiem, że Twoja dobroć powróci do Ciebie po stokroć :)

      Usuń
  4. Czytajac to mozna se strzelic w łeb. Mam nadzieje, ze nie zadreczasz tak ludzi ze swojego najblizszego otoczenia....?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem ich proszę, żeby coś mi kupili w sklepie, albo gdzieś zawieźli. Gdy mam gorsze dni, to pewnie zadręczam, ale na ogół staram się mieć swoje sprawy i nie oglądać zbyt dużo telewizji. Pozdro 666 ;)

      Usuń