sobota, 20 lipca 2013

Ja na łańcuchu pokarmowym

W ciągu ostatnich 13 lat zdarło mi się tyle mieliny, że zupełnie straciłam wiarę w to, że uda mi się być kimś więcej, niż tylko pasożytem rodzinnym. Nie jest to zadowalający tryb życia, szczególnie, że w moim pojawił się mały motywator, którego nic nie obchodzi to, że jestem niedowartościowaną niepełnosprawną bez perspektyw. Czy ktoś taki jak ja, jest w stanie przeskoczyć choć o jedno ogniwo łańcucha pokarmowego? Pomóc może mi projekt unijny "Przeciwdziałanie wykluczeniu cyfrowemu". Nazwa brzmi logicznie. System wie, że jest mi trudniej się dorobić się laptopa. Bez niego zdana bym była na opinie i działania innych, niekoniecznie przygotowanych do tematu. Dla Was to nie znaczy wiele, a dla mnie to „być lub nie”. Na szczęście podzielam los milionów, więc system zaopatrzy mnie w komputer, internet i dwudniowe szkolenie.. Może dowiem się czegoś jeszcze mi nie znanego i okaże się to skuteczne w walce z moim wykluczeniem? Chyba na niej właśnie mi zależy. Co takiego spycha mnie na meandry społeczeństwa? Zadaję sobie to pytanie od lat i szukanie odpowiedzi było dla mnie jedyną rozrywką. Z dzisiejszą wiedzą na ten temat cwaniacko mówię, że to ja sama się spycham. Już minęły czasy, gdy kalectwo było społecznie piętnowane i wszyscy byli zadowoleni z tego powodu . Kiedyś, gdy gazeta pisała coś o niepełnosprawnym, to nigdy nie przedstawiała go choćby imieniem, potem dodawano etykietkę, a dziś media kreują pozytywne wzorce niepełnosprawności. A wszystko w niecałe 20lat. Żyję w systemie, który jako pierwszy chce widzieć niepełnosprawnych jako pożyteczną część całości. Wcześniej różnie z tym bywało i pewnie gdzieś jeszcze tkwi ten separacyjny model ostatecznych rozwiązań na to, jak poradzić sobie z tymi, którzy sobie nie radzą. Tkwi niewątpliwie w mojej głowie, jeśli przez tyle lat czułam, że spadam coraz bardziej w dół. Aż do uczucia, że życie jest gdzieś daleko daleko, albo nawet dalej. Kolejna rzecz, która mnie wyklucza, to budownictwo. Nie jestem typem reformatora i wolę siedzieć w domu, niż korzystać z wachlarza usług, z których mogą korzystać prawie wszyscy. Tu, w Zakopanem odczuwam to jakby bardziej. Cała przestrzeń tego miasta krzyczy do mnie „Won stąd!”. Niestety muszę jeszcze trochę tu wytrzymać, bo u mnie trwa jeszcze zakładanie mebli. Jak wrócę, to obiecuję sobie wyjść gdzieś i uspołecznić się nieco na żywo. Zbyt mało jest w moim życiu tępej rozrywki, która nastawiłaby mnie trochę pozytywniej. Chyba każda kobieta po 10 miesiącach matkowania może powiedzieć, że nuda i rutyna robią swoje. Moje 24 godziny to przebywanie nie tylko z moim dzieckiem, ale również z moją matką. To drugie jest niepotrzebnym bonusem spowodowanym przez mój totalny brak zasobów energetycznych. Koniec końców jednak mam prawie 30 i temat wspólnego mieszkania z rodzicami wolałabym mieć za sobą. To jest jeden z wielu kompromisów, które muszę nie raz podejmować. Ma to miejsce najczęściej wtedy, gdy chcę postawić kolejny jakiś życiowy krok. Właśnie dlatego nie jestem w łańcuchu, lecz na łańcuchu. Nie ma w tym jednak nic smutnego, czy wzniosłego. Dla mnie to rodzaj hipstestwa i nietypowej drogi, którą zawsze lubiłam. W górach się nie sra :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz