poniedziałek, 9 listopada 2015

Pierwszy tydzień intensywnej rehabilitacji


•poniedziałek
Pierwszy dzień trochę mnie załamał, bo z moìm ciałem jest gorzej, niż myślałam. Najpìerw była terapia ręki. Oni zawsze tam mierzą i liczą czas robienia różnych rzeczy. Czas nie ważny, ale trzęsienie moich rąk osiągnęło punkt niefajny. Potem ćwiczenia z fizjoterapeutą, adekwatne do stanu, więc ok. A na basenie nie mogłam nawet ustać na nogach i wykonać większości ćwiczeń. No ale jakoś machałam czym się da, ile mogłam. Zależy mi, by było lepiej. Jutro wypróbuję nowe techniki na trzęsienie rąk. Jestem bardzo zmęczona. Oby to coś dało.

•wtorek
Bez zmian. Nadal nie mogę stanąć na nogach. Na terapii ręki poznałam nowe ćwiczenia pozwalające opanować tę cholerną ataksję. Małe triki, które wspomagają kontrolę nad ciałem to: świadomy oddech, napięcie mięśni brzucha i wciśnięcie stóp w podłogę. Nawet trochę to pomaga gdy cały nadgarstek zaczyna żyć własnym życiem...
Dziś na basenie dawałam radę ustać na trochę zgiętych nogach. W pewnym sensie nawet robiłam ćwiczenia.
Po obiedzie, aż do ķolacji idę spać.
A po kolacji resztę dnia spędźam już na relaksie. Jutro nie ma rehabilitacji, bo święto. I nie muszę wstawać tak wcześnie, czyli o 6. Zawsze rano prawie godzinę się rozciągam, robię 600 kroczków na leżąco i podnoszę ciężarek 10 razy po każdej setce. Wstać nie mogę, bo dawno tego nie robiłam. Moje ciało jest jak maszyna, która na codzień stoi w piwnicy i ktoś ją nagle podłączył do prądu. Każdy dawno nie ruszony mięsień jest już poruszony.W domu aż tyle nie ćwiczę, może ze 40 minut tylko rano. Tutaj ćwiczenia fizyczne to 2 godziny dziennie pod okiem specjalistów. Może jutro zamiast kroczków spróbowałabym wstać przy trzymadle, ķtórych tu pełno. Się zobaczy.

Nie zapisał się wywòd , który prowadziłam do soboty.
Szkoda. W każdym razie udało mì się wstać i zrobić coś w rodzaju przysiadòw. Już się bałam, że nawet nie uda mi się wstać. Jak wielka byla moja radość, gdy stopy moje dotykały ziemi i na niej stałam. Oprócz tego śpię codziennie między obiadem a kolacją. Do wczoraj z nikìm się szczególnie nie integrowałam. Zupełnie mi wystarczyło towarzystwo kolegi, z którym tu przyjechałam. Wczoraj przy winku z kubka poznałam parę osób. Właściwie to nie mam siły na integrowanie się ze wszystkimi.
...
Moja odporność znów wystawiona na próbę. Współlokatora coś bierze. Infekcja jak nic. Nasze systemy odpornościowe zajęte niszczeniem własnej tkanki nieszczególnie walczą z infekcjami i raczej podle je znoszą. Ja dopiero co byłam chora i nie mogę sobie pozwolić na nic nowego. Przypominam sobie co ostatnio jadłam i co mogłoby mnie osłabić. Mnóstwo chleba, słoik miodu- to ostatnio podstawa. Owóce jadłam tylko z tubki. Oby jutro przyszły dżemy i więcej miodu. Mam nadzieję, że w te 3 tygodnie przytyję do jakiejś normalnej wagi.
Alež 'pitu pitu'. No ale takie to moje życie jest właśnie.
Dziś na kolacji jedna pani z obsługi zaproponowała mi spec sztućce dla niepełnosprawnych. Nie da się nie zauważyć, że po każdym moim posiłku talerz i jego okolica wyglądają jak pobojowisko. No ale to jest wojna w końcu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz