czwartek, 30 maja 2013

Podsumowanie 9/9

Życie jakie prowadzę jest bardziej pozagrobowe, niż towarzyskie. Dlaczego naszła mnie taka myśl? Otóż porównałam liczbę osób spotykanych przeze mnie każdego dnia z liczbą osób spotykanych przez ludzi, którzy mnie otaczają. Ta niezbyt liczna gromadka z powodu narodzin mojego syna i tak jest liczniejsza, niż kiedyś. Moje esemowe matkowanie trwa już prawie 9 miesięcy. Z tej przyczyny nadszedł czas na podsumowanie. Mam  wrażenie, że od pewnego czasu każdy dzień wygląda tak samo. Tak jest odkąd zakończyłam edukację. Gdyby nie pomoc mojej mamy, to pewnie już oglądalibyście mnie w jednym z reportaży pani Jaworowicz. Moja kochana choroba zabrałaby resztki samodzielności, jakie mi zostały. Noc przed cesarskim cięciem to była ostatnia noc, jaką przespałam. Przez kilka następnych nie zasnęłam wcale, a stres i poruszenie jakie wtedy były sprawiały, że czułam esemowe dreszcze. Najlepszą decyzją tamtego czasu było to, że nie poszliśmy na żywioł z zaufaniem do polskich szpitali. Matka dopilnowała, że niemal wszystko było dopięte na ostatni guzik. Wyszło lepiej, niż zakładałam na początku, gdy sądziłam, że w ostatnich miesiącach nie będę mogła udźwignąć ciężaru, co przykułoby mnie do łóżka. Oksytocyna ciążowa działała na mój organizm tak, że przetrwałam w miarę upały stulecia i 14 kilową nadwyżkę wagi.

 Tę foto zrobiłam komórką w dniu wyjścia ze szpitala. Na tym łóżku leżałam. Sala była luksusowa jak na polskie warunki, ale dla esemówy po cesarce intymność liczy się bardziej. W Polsce wiadomo jakie rzeczy się dzieją, więc najbardziej można ufać rodzinie. To na nią spada  większa część usług opiekuńczych i usługowych.

Potem było już mnóstwo esemo-drażliwych chwil, podsycanych monotonią opieki nad niemowlaczkiem. Wybrałam Szpital świętej Rodziny i bacznie miałam na uwadze to, że rodzina ta rodziła przecież w stajni. Przypuszczenie moje okazało się uderzające, bo akurat trafiliśmy tam, gdy zmieniała się ekipa sprzątająca :D ale bez obaw- z toalety ani razu nie skorzystałam. Mama obmywała mnie w łóżku, miałam cewnik.  Z użycia wyłączyłam mięśnie brzucha, bałam się, że coś stanie się z tą raną i znów mnie rozprują. To są te wszystkie rzeczy, które sprzyjają pogorszeniu się stanu zdrowia przy sm. Wszystko byłoby mi łatwiej przetrwać, gdybym była dziewczyną fitnessolubną. Przy dobrej kondycji SM nie kosi aż tak. A leżenie po cięciu, z gołym tyłkiem, to da się przeżyć. Zbyt wiele miałam jednak okresów bezczynności mięśni, by wyjść z tego bez szwanku. Nawet nie było kiedy wyciągnąć aparatu. Tylko komórką uwiecznialiśmy te jakby nie było rewolucyjne momenty.

Tu miałam wstawić zdjęcie syna jak wyglądał, gdy był taki całkiem świeży, ale to by były głupie przechwałki a nie o to mi przecież chodzi, żeby robić przesłodzone postowanie w stylu "och jaka jestem dzielna"

Wszyscy byli zmęczeni, nie tylko ja. Nie ma nic gorszego, niż zmuszanie się do czegokolwiek na ostrym zmęczeniu.W ciągu ostatnich dziewięciu miesięcy zapomniałam co to długi nieprzerwany sen. Przespane 5 godzin non -stop, uważam za sukces. Życie nasze nabrało tempa o dziwnym kształcie. Moje żółwie, powolne tempo, skomponowane z szybkim wzrostem syna. Wtedy był w miarę lekkim, 3 kilowym tobołkiem o przenikliwym spojrzeniu, którego na wózku woziłam w nosidle. Dziś waży 10 kilo i w sumie to chyba dzięki niemu rozpoczynam dzień uśmiechem. Mam głupią nadzieję, że to może nawet objaw, takie  mrugnięcie okiem w stronę mojej choroby, że może by się w końcu opamiętała.
Esemie pliz, tu jest mały obywatel do wychowania, rozumiesz, wyższy cel. Niż ja, niż moje możliwości fiz., które zległy jak pies pod płotem. Gdyby nie to, że moja droga prowadzi do czegoś gorszego, niż śmierć, to czuła bym się jeszcze bardziej rozwojowo. Na koniec dodam tylko, że życie w tym rytmie uświadomiło mi jak słaba fizycznie jestem.

To było podsumowanie 9 miesięcy naszej zbiorowej, pracy nad przygotowaniem nowego mieszkańca tego smutnego globu.

3 komentarze:

  1. jesteś dzielna - ja jestem zdrowa, i w tej chwili (mam już dzieci) w życiu nie zdecydowałabym się na kolejne - wiem jaki to wysiłek, a przecież niczego mi nie brakuje... dlatego podziwiam cię za odwagę i determinację! szkoda tylko, że akurat w naszym nieopiekuńczym kraju przyszło ci żyć :-/

    OdpowiedzUsuń
  2. To nie odwaga, lecz fizjologia jak myślę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja czytam Twoją historię łezka, kreci mi się w oku. Udało Ci się zostać szczęśliwą mamą! Gratuluję! Ja to poczuje za kilka tygodni, ale wierzę, że będzie dobrze!
    To wszystko wyjaśni:
    http://zycieponadwszystko.blog.pl/
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń